LUDNOŚĆ CYWILNA BYTOWA I OKOLIC W PRZEDEDNIU WYZWOLENIA
18 października 1944 roku obergruppenführer i jednocześnie generał policji okręgu Pomorze
Schwede-Coburg wystosował pismo do starostów, w którym stwierdzał, że morale społeczeństwa w
obliczu zbliżającego się frontu znacznie podupadło. Zwracał uwagę na potrzebę przeciwdziałania
istniejącym nastrojom poprzez wzmożone represje policyjne oraz ukazywanie niemieckim obywatelom
okrucieństw dokonywanych przez nadchodzącą Armię Czerwoną. Nie ukrywał zresztą, że takie
postępowanie wojsk radzieckich jest często konsekwencją nie zawsze rycerskiego zachowania wojsk
niemieckich na froncie wschodnim . Takie postępowanie władz doprowadziło ludność niemiecką do
swoistej psychozy - lęku przed „Iwanem” i nie sprzyjało dyscyplinie podczas ewakuacji ludności
z zagrożonych terenów.
Niemiecki plan ewakuacji zakładał, przynajmniej w teorii, jej trzy etapy. W pierwszym w
listopadzie 1944 roku władze administracyjne, gospodarcze i partyjne rozkazały wysiedlić w głąb
Niemiec wszystkie osoby nie przydatne do obrony i produkcji. Drugim etapem była ewakuacja fabryk
i zakładów pracy i uruchomienie ich w bezpiecznych rejonach. Trzecim była tzw. ewakuacja
ostateczna, czyli całkowite opuszczenie terenu przez ludność. W tym okresie oddziały SS, oprócz
nadzorowania ewakuacji, miały za zadanie niszczenie wszystkiego, co nie zostało zabrane.
Nie we wszystkich rejonach udało się ten plan przeprowadzić w stu procentach.
Około października i listopada 1944 roku we wszystkich powiatach Pomorza powstały tzw. Komisje
Alberta, które zajmowały się sprawami dotyczącymi ewakuacji. W skład takich komisji wchodzili
przedstawiciele władz i policji .
12 grudnia 1944 roku gauleiter Schwede-Coburg wydał rozkaz, w którym landraci otrzymali polecenie
przygotowania ewakuacji podległych im urzędów i ścisłego współdziałania z kreisleiterami.
Zdarzały się przypadki, że władze lokalne na mocy nadanych im uprawnień zabierały spośród
uciekinierów robotników lub całe rodziny do pracy przy kopaniu umocnień Wału Pomorskiego.
Położenie armii niemieckiej w styczniu 1945 roku zwiastowało jej nieuchronną klęskę. Jednak
jeszcze w połowie tego miesiąca gauleiter Pomorza Zachodniego Franz Schwede-Coburg wydał
zarządzenie, w którym nakazywano lokalnym władzom działalność do ostatniej chwili przed
wkroczeniem Armii Czerwonej, nawet jeżeli miałoby to się odbywać pod ostrzałem.
W lutym na czele niemieckiej Grupy Armii „Wisła” stał już sam Heinrich Himmler. Wstrzymał on
wszelkie próby ewakuacji ludności cywilnej z zagrożonych terenów (rozkaz ten potwierdzał podczas
licznych inspekcji). Himmler wyrażał pogląd, że nie ma powodów do niepokoju, odwrót ma charakter
przejściowy.
Jednak dalsze postępy Armii Czerwonej szybko zmusiły władze hitlerowskie do zmiany swojego
stanowiska w sprawie ewakuacji. Rozesłano wówczas do powiatowych i gminnych przywódców NSDAP
rozkazy dotyczące planu realizacji trzeciego etapu ewakuacji oznaczonego kryptonimem „Regen”
(Deszcz). Zgodnie z instrukcją na wsi gospodarze otrzymywali rozkaz pakowania się i oczekiwania na zaszyfrowany rozkaz wyjazdu oznaczony kryptonimem „Hagel” (Grad). Ewakuacja miała obejmować wszystkich mieszkańców wsi. Podobnie miało być w miastach. Tu jednak rozkaz ewakuacji miały otrzymać władze miasta. Chłopi musieli ewakuować się własnymi środkami transportu, natomiast w mieście, w miarę możliwości, podstawiano specjalne środki transportu, głównie samochody i dodatkowe wagony kolejowe. Szybkie parcie wojsk Armii Czerwonej, sroga zima (temperatura dochodziła do -30 oC), brak dostatecznej ilości środków transportu spowodowały, że planowana ewakuacja przebiegała w niespotykanym chaosie. Tragiczną sytuację pogłębiał bałagan na drogach. Przez Pomorze w tym czasie ciągnęły już kolumny z uchodźcami z Prus Wschodnich. Przemieszczające się po drogach jednostki wojskowe, w szczególności oddziały SS, doprowadzały do wielu tragedii. Zdarzały się przypadki miażdżenia czołgami wozów z uciekinierami. Drogi zawalone były uszkodzonymi pojazdami, wszędzie leżały ludzkie ciała .
W końcu lutego 1945 roku władze hitlerowskie usilnie próbowały jeszcze zapanować nad przybierającą
monstrualne rozmiary ucieczką Niemców z zagrożonych obszarów. Porządek w trakcie ewakuacji,
wywołanej sygnałami „Regen” i „Hagel” miały poprawić liczne instrukcje ewakuacyjne zwane
„Weisungen”, których w sumie wydano do końca lutego blisko 300. Dotyczyły one wielu szczegółów
dotyczących samej ewakuacji, od sposobu marszu do rad co zabrać ze sobą a co zostawić.
Początkowo ewakuację przeprowadzano zgodnie z planem. Wozy szły jeden za drugim, podczas gdy mała
część ludności (przede wszystkim kobiety i dzieci z Bytowa), kilka dni przed ogólną ewakuacją,
wyjechały pociągiem na zachód w bezpieczne miejsce.
Hrabina Marion von Doenhoff napisała wówczas w swym pamiętniku: Pierwsi byli białoruscy chłopi
z małymi końmi i malutkimi dziećmi. Potem pojawili się Litwini, mieszkańcy Kłajpedy (...).
Śnieg nie pada, lecz tnie. Jak przez białą zasłonę oglądam nieszczęsnych ludzi w szarpanych
wichrem płaszczach. Włączam się w ten korowód widm i dostrzegam pierwsze trupy leżące przy
drodze (...). Między Bytowem a Kościerzyną jest miejsce, skąd rozpościera się widok na prostą
drogę – trzy kilometry wprzód i w tył. Na tych sześciu kilometrach ani kwadratowego metra pustej
drogi, same wozy, konie, ludzie i udręka... .
Zatłoczone i zakorkowane drogi pogłębiały beznadziejne położenie mieszkańców okolicznych
miejscowości, wypędzanych przymusowo z własnych domów przez hitlerowców. Przykładowo w Unichowie
wójt zgodnie z rozkazem zarządził ewakuację w ostatniej chwili. Naoczny świadek wspomina:
Na południu i na wschodzie jaśniały łuny pożarów. Słychać było detonacje. Drogą posuwały się
kolumny wojska i cywilów. W miejscu, gdzie zbiegają się drogi ze Słupska i Bytowa, działy się
sceny dantejskie. Pierwszeństwo przejazdu mieli silniejsi. Krzyki żołnierzy i oficerów mieszały
się z płaczem dzieci i lamentem kobiet. W pewnym momencie kolumna hitlerowskich czołgów
stratowała tabor chłopski, który spowodował zator. Ofiarą padło kilkanaście osób spośród ludności
cywilnej .
Już późną jesienią, Langestrasse w Bytowie (dzisiejsza ul. Wojska Polskiego) pełna była
uciekinierów ze swoim dobytkiem. Na początku ewakuacja odbywała się w miarę sprawnie. Obok
zwykłych furmanek zobaczyć można było przejeżdżające przez miasto powozy bogatej szlachty
niemieckiej .
W lutym 1945 roku sytuacja uległa drastycznej zmianie. W mieście panował już wówczas chaos
ze względu na zatłoczenie spowodowane napływem uciekinierów ze wschodu . Ci ostatni przeżywali
prawdziwą tragedię: zamarznięte, nieżywe dzieci leżały (...) w przydrożnych rowach. Osłabieni
ludzie przewracali się w śniegu, zdechłe z głodu zwierzęta wydzielały zaraźliwy smród” napisał
w swoich notatkach kreisleiter NSDAP w Bytowie i jednocześnie landrat Bytowa - Ludwig Förster.
W szkołach i restauracjach organizowano obozy dla uciekinierów. Przebywali tam w rozpaczliwych
warunkach sanitarnych. Części uchodźców udało się opuścić Bytów pociągami do Lęborka. Ostatni
taki pociąg odjechał prawdopodobnie 3 marca. Podróż nie należała jednak do bezpiecznych ze względu
na częste ostrzały przez radzieckie samoloty .
W akcji ewakuacyjnej najbardziej cierpiały dzieci. Mimo wielu zarządzeń i instrukcji setki gubiły
swoich rodziców. Często nie można był potem ustalić ich personaliów. Wydana 6 lutego instrukcja
gauleitera Pomorza mówiła:
Dzieci w wieku do lat 10 pozbawione opieki rodzicielskiej, przybywające pociągami ewakuacyjnymi
lub konwojami, należy łączyć w grupy według wieku: 1-4, 5-10, 11-14 lat, a ich liczebność
zgłaszać do Gauleitung. Przewiduje się umieszczenie tych dzieci w domach opiekuńczych NSV oraz
poszukiwanie rodziców lub krewnych. Gdyby dzieci poniżej dziesięciu lat przebywały z młodszym rodzeństwem, należy je umieszczać razem w jednym domu opiekuńczym aż do zakończenia poszukiwań rodziny(...) . Niestety, nawet takie zarządzenia niewiele pomogły. Pewnego dnia pochowano w Bytowie 72 dzieci uchodźców, które były ofiarami zimna.
Po pierwszym nalocie radzieckiego lotnictwa na Bytów, w nocy z 20 na 21 lutego, mieszkańców
ogarnęła panika. Zaskoczenie było tak duże, że żadna z syren ostrzegawczych nie została włączona.
Wszędzie leżeli zabici i ranni. Na ulicach widać było obłąkanych ludzi, płaczące dzieci i
kobiety. Zginęło prawie 100 osób. Najwięcej ofiar spowodowała bomba zrzucona na kolumnę wozów
uciekinierów koło młyna niedaleko dworca. Ofiary nalotu pochowano w zbiorowej mogile na cmentarzu bez trumien, przykrywając je dopiero w dniu pogrzebu gałęziami; dodatkowo przelot samolotu nad cmentarzem podczas pogrzebu spowodował paniczną ucieczkę uczestników pochówku. Naloty powtarzały się jeszcze przez kilka dni. Często oprócz bombardowania, sowieccy piloci ostrzeliwali miasto z broni pokładowej. Mimo że ostrzały nie powodowały większych strat, to jednak miały znaczenie psychologiczne, potęgując panikę i rozpacz ludności.
Chaos zwiększał też widok uciekających oddziałów niemieckich. Zarządzenie wydane przez władze
hitlerowskie w sprawie maruderów stwierdzało: Nie należy okazywać zbędnego współczucia tak zwanym
rozproszonym. Zabrania się udzielania kwater i jakiejkolwiek pomocy pojedynczym żołnierzom,
niezależnie od stopnia służbowego i rodzaju jednostki. Żołnierze bez dowódcy, oficerowie i
oficerowie bez stopnia, którzy bez wyraźnego rozkazu udają się na zachód, oraz wszyscy podejrzani
winni być aresztowani i doprowadzeni do najbliższego posterunku wojska i policji(...). O
wszystkich wykroczeniach, rekwizycjach itp. .należy niezwłocznie meldować, aresztując jednocześnie
sprawców .
Mimo, że w Bytowie hitlerowcy skazali 9 dezerterów na śmierć przez powieszenie (powieszono ich
na drzewach przed bramą bytowskiego zamku), nadal zdarzały się ucieczki, a nawet kradzieże wśród
niemieckich żołnierzy. Przechodzące przez Bytów oddziały Wehrmachtu nie miały już bojowego ducha. Większość żołnierzy myślała tylko jak uratować swoją skórę. Niektórzy, zupełnie zdemoralizowani, uciekali się do kradzieży i gwałtów. Kreisleiter Förster wspomina: Pewien żołnierz, który u zegarmistrza Lietza przy Langestrasse nakładł sobie do kieszeni pełno zegarków, został zastrzelony przez policję .
Na początku marca rozpoczęto rozpaczliwą próbę ewakuacji miejscowej ludności cywilnej. Pomimo
zakazu, przygotowania do tej sytuacji były w Bytowie lepiej prowadzone niż w innych regionach.
Chociaż rozkaz do ewakuacji wydano zbyt późno, większość mieszkańców go otrzymała. W samym
mieście ewakuację przeprowadzono z 2 na 3 marca z polecenia Wehrmachtu. Akcję o kryptonimie
„Hagel” przeprowadziła policja miejska pod nadzorem burmistrza Bytowa Klingbeila . Dnia 3 marca
wieczorem, na wieść o zbliżających się wojskach radzieckich, kreisleiter L. Förster, wydał
rozkaz ewakuacji bytowiaków w kierunku Lęborka i Gdyni . Akcja ewakuacyjna objęła wywóz nie
tylko ludności, ale i całego potencjału gospodarczego. W pierwszej kolejności ewakuowano kobiety,
dzieci i starców, a następnie robotników własnych i cudzoziemskich, demontując przy tym
urządzenia zakładów pracy .
Rozkaz wyjazdu obowiązywał wszystkich mieszkańców, także ludność pochodzenia polskiego. Opornych
uznawano za zdrajców i surowo karano. Jednostki Waffen SS przeprowadzające ewakuację w
bezwzględny sposób traktowały wszystkich mieszkańców. Na przykład w Niezabyszewie esesmani
wyrzucali ludzi z domów, każąc im wyjeżdżać. Podobna sytuacja miała miejsce w Ugoszczy.
Ewakuującą się ludność Ugoszczy i Niezabyszewa skierowano przez Bytów w stronę Lęborka i Łeby.
Brak czasu na przygotowanie powodował dużą śmiertelność ewakuowanych w czasie drogi. Można było
spotkać w przydrożnych rowach nieżywe niemowlęta owinięte w poduszki i koce .
W przeciwieństwie do ludności narodowości niemieckiej, która panicznie bała się nadejścia Armii
Czerwonej, ludność polska na Ziemi Bytowskiej była zdecydowanie przeciwna ewakuacji. Aby ominąć
przymus opuszczenia swoich domów, Polacy często całymi rodzinami chowali się w lesie. Później
wracali do swoich gospodarstw i oczekiwali nadejścia frontu, wierząc że nadchodzi armia
oswobodzicieli.
Większość ewakuującej się okolicznej ludności wybrała kierunek na północ i północny-zachód.
Przede wszystkim ucieczkę planowano przez Słupsk na zachód. Militarne posunięcia wojsk
sowieckich w ostatniej chwili spowodowały, że pokierowano kolumny uciekinierów w stronę Gdańska
i Gdyni, choć droga do Gdańska była już zamknięta. Sowieci zaskoczyli ludzi częściowo w powiecie
bytowskim, częściowo w słupskim, a przede wszystkim w powiecie gdańskim. To samo spotkało
uciekinierów z Mazur.
Ci, którzy nie jechali wozami konnymi, udawali się do Lęborka rowerami, samochodami osobowymi
lub pieszo. Części uciekających udało się dotrzeć do Gdańska lub Łeby, natomiast większość
uciekinierów została z powrotem skierowana przez Sowietów do swoich miejscowości, przy czym
zabrano im wozy i konie, tak więc powrotną drogę musieli pokonywać pieszo. Część ludności,
przede wszystkim katolickiej, pozostała w domach, ponieważ jej stosunki z Polakami były lepsze niż pozostałych Niemców. Później część Niemców-katolików pozostała w Polsce.
Jedna z uciekających kobiet z dziećmi napisała później: Ucieczka rozpoczęła, się rano 3
marca 1945 roku w bezpośredniej bliskości frontu. Zbyt mała liczba pojazdów spowodowała, że
można było zabrać ze sobą tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Na rozkaz opuszczenia miasta
podstawiono otwarte ciężarówki. Dopiero wieczorem, tego samego dnia, kolumna ciężarówek dotarła
do Słupska oddalonego o 60 km, przez bardzo zatłoczone drogi. Chociaż już wiadomo było, że
droga ucieczki na zachód była odcięta przez wojska sowieckie, to nie powiedziano ludziom o celu
i miejsca dokąd jadą. 10 marca dotarliśmy, częściowo pieszo, częściowo samochodami wojskowymi,
do Gdyni, miejsca zebrania wszystkich uchodźców z północnego Pomorza. W przepełnionym przez
uchodźców mieście niemożliwe wydawało się otrzymanie biletu na statek. Na szczęście przypadkowo
kierownik dzieci z sierocińca zaproponował, że weźmie 2 kobiety z dziećmi ze swoją grupą.
Tylko nieliczna grupa uchodźców otrzymała bilety z Czerwonego Krzyża na statek, 3000 ludzi dopłynęło do Świnoujścia przeładowanym statkiem (...) .
W tym okresie w Bytowie pozostało ok. 8000 tysięcy mieszkańców, głównie Niemców. Niestety nie
zdołali się oni ewakuować na czas ponieważ przez powiat bytowski i miastecki wędrowało już
wówczas prawie 50 000 uciekinierów z Prus Wschodnich, których ewakuacja opóźniła ucieczkę
mieszkańców Bytowa.
Masy ludności niemieckiej kierowane głównie w kierunku portów w Łebie i Gdyni, w wyniku manewrów
Armii Czerwonej, dostały się w pułapkę. Kolumny uciekinierów z Ziemi Bytowskiej zostały
zatrzymane przez nacierające przez Sławno, Słupsk, Lębork w kierunku na Gdynię, oddziały 19.
Armii Uderzeniowej. Część cywilów zmuszono do powrotu. W efekcie tego, do Bytowa zaraz po
przejściu frontu wróciło około 30% jego niemieckich mieszkańców.
Można przypuszczać że ogółem w ciągu całej ewakuacji ludności niemieckiej z Prus Wschodnich i Zachodnich przeszło przez
Pomorza około 2 mln osób, nie liczą tych którzy zdołali się ewakuować drogą morską.
W czasie, kiedy trwał exodus uchodźców, wojska niemieckie gorączkowo przygotowywały obronę miasta.
Opuszczenie Bytowa przez ludność cywilną miało ułatwić odparcie ataku wroga bez obaw o ofiary w
ludności. Do prac umacniających posłużyli jednak wszyscy pozostali w mieście cywile, tak rodzima
jak i obca ludność. Tuż przed 8 marca w Bytowie pozostało jeszcze ok. 200 osób, które opuściły
miasto dopiero przed samym nadejściem frontu. Na wszystkich wylotowych ulicach miasta przygotowano
barykady oraz gniazda ogniowe. W rejonie dworca zainstalowano artylerię przeciwlotniczą, a na
rogatkach, przy szosach na Borzytuchom i Gostkowo - przeciwpancerną. Obroną miał zająć się 7.
Korpus Pancerny armii niemieckiej, pod dowództwem gen. von Kessela oraz zmobilizowane oddziały
miejscowego Volkssturmu .
Bytowski Volkssturm został powołany na mocy instrukcji wydanej przez gauleitera Pomorza
Schwede-Coburga w połowie lutego 1945 roku, która mówiła: Powołuję niniejszym w całej prowincji
Pomorze jednocześnie z pierwszym również drugi, trzeci i czwarty zaciąg niemieckiego pospolitego
ruszenia (Volkssturm). Każdy volkssturmista jako żołnierz podlega tym samym prawu wojennemu i
może opuścić miejsce zamieszkania jedynie na podstawie pisemnego zezwolenia dowódcy swojej
jednostki lub ortsgruppenleitera. Winien on być na każde natychmiastowe powołanie... .
1. A. Czechowicz, Zbrodnie hitlerowskie na ziemi koszalińskiej w latach 1933-45, Koszalin 1968, s. 136.
2. T. Gasztold, Na drogach ewakuacji, [w:] Pogranicze i Kaszuby w latach terroru. Pod red. A. Czechowicza, Koszalin 1970, s. 159.
3. T. Gasztold, Wysiedlanie ludności cywilnej w ostatniej fazie II wojny światowej, [w:] Zbrodnie hitlerowskie na ziemi koszalińskiej w latach 1933-1945. Pod red. A. Czechowicza, Koszalin 1968, s. 133-140.
4. Tamże, s. 147-148.
5. J. Kucharczyk, Bytów tuż po wojnie. Część III, [w:] „Kurier Bytowski”, nr 13/1993.,br> 6. Tamże, s. 141
7. W. Paffrath, Das Kriegsende in Bütow, [w:] Bütower Gedenkbuch (1939-45), red. Klaus-Dieter Kreplin, Herdecke 2003, s. 18.
8. W Bytowie znaleźli się uciekinierzy głównie z powiatu elbląskiego. Szacuje się, że w listopadzie 1944 roku w mieście przebywało około 50 000 zbiegów. J. Lindmajer, Bytów w okresie republiki weimarskiej i rządów faszystowskich (1918-1945), [w:] Historia Bytowa, pod red. Z. Szultki 1998, s. 352.
9. Tamże, s. 352.
10. W. Paffrath, op. cit, s. 17.
11. K. Golczewski, Przymusowa ewakuacja z nadbałtyckich prowincji III Rzeszy 1943-1945, Poznań 1971, s. 151.
12. Tamże, s. 158.
13. J. Lindmajer, Bytów w okresie republiki weimarskiej, s. 352.
14. J. Wolski, Hitlerowski aparat terroru, [w:] Pogranicze i Kaszuby, Koszalin 1970, s. 84.
15. Tamże, s. 353.
16. J. Stanielewicz, Sytuacja społeczno-gospodarcza powiatu bytowskiego w latach 1918-1944, s. 295.
17. T. Gasztold. op.cit., s. 164.
18. W. Paffrath, op. cit., s. 19.
20. Z. Bukowski, Bytów wszystko o ..., Bytów 1995, s. 127.
21. Wojewódzkie Archiwum Państwowe w Szczecinie, Landratsamt Regenwalde, nr 179, fol 19.